Info


avatar Witajcie. Ten blog rowerowy prowadzi voit z miasteczka Częstochowa. Mam przejechane 33006.64 kilometrów w tym 1190.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.75 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

- Aktualny 2024 -

baton rowerowy bikestats.pl

Poprzednie sezony

2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl
2012 button stats bikestats.pl
2011 button stats bikestats.pl

zaliczgmine.pl


...tam już byłem na rowerze




Liczba zaliczonych gmin


w 2023r - 9


w 2022r - 2

w 2021r - 3

w 2018r - 54

w 2017r - 39

w 2016r - 53

w 2015r - 50

w 2014r - 4

w 2013r - 59

w 2012r - 77

do 2012 - 12


Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy voit.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Warte uwagi

Dystans całkowity:6981.95 km (w terenie 158.00 km; 2.26%)
Czas w ruchu:193:41
Średnia prędkość:19.45 km/h
Maksymalna prędkość:60.40 km/h
Suma podjazdów:10795 m
Maks. tętno maksymalne:192 (105 %)
Maks. tętno średnie:149 (81 %)
Suma kalorii:8421 kcal
Liczba aktywności:77
Średnio na aktywność:90.67 km i 5h 32m
Więcej statystyk
  • DST 71.00km
  • Podjazdy 1117m
  • Sprzęt Author Reflex
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Bieszczady 2017 - Dzień 4

Wtorek, 13 czerwca 2017 · dodano: 25.06.2017 | Komentarze 1


Rybotycze - Wojtkowa - Ropienka - Olszanica - Uherce Mineralne - Myczkowce - Solina - Polańczyk - Wołkowyja - Górzanka

Dzisiaj to już naprawdę Bieszczady i wizyta na zaporze w Solinie.
Po śniadanku codzienny rytuał, pakowanie i załadowywanie ekwipunku na rowery.



Ruszamy, niektórzy zamiast kawy wolą się przejechać po oślizgłych płytach ;-). Reszta przechodzi grzecznie kładką.


Jest po prostu pięknie. 




Czasem trzeba trochę podejść, zwłaszcza jak kondycja w czarnej...


...ale dla takich widoków warto.


A tutaj 30 lat temu spędzałem kolonie - Olszanica


Aguś,  będzie dobrze ;-)


...jak kowboje



Wspaniały obiadek w Myczkowcach. Pierogi w skali 1-10, miały 150 :-)


Zapora w Myczkowcach. To dopiero "zaporka" w porównaniu do Solińskiej.


... i jest potężna Zapora Solońska



Zalew Soliński


Ekipa :-)

My też zbieramy na TurboColę


Czasem zachciało nam się skrócić drogę.


Widoki ogólnie urywały ...



W końcu docieramy do miejsca noclegu. Górzanka Schronisko Młodzieżowe.

Żwirek i Muchomorek, a właściwie Wielki Żwir i mały Muchomorek



Trasa

Zaliczone Gminy
- Ustrzyki Dolne
- Bircza
- Olszanica
- Solina




  • DST 97.00km
  • Podjazdy 678m
  • Sprzęt Author Reflex
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Bieszczady 2017 - Dzień 3

Poniedziałek, 12 czerwca 2017 · dodano: 25.06.2017 | Komentarze 1


Łukawiec - Wielkie Oczy - Stubno - Przemyśl - Fredropol - Huwniki - Rybotycze

Dzisiaj chcemy dotrzeć do Rybotycz, to już prawie Bieszczady.
Zbieramy się z bardzo klimatycznej agroturystyki.



Jedziemy urokliwymi drogami czasem Green Velo. Sielska atmosfera, a bociany spacerują po szosie.






Na obiad zatrzymujemy się w Przemyślu, trochę popadał deszcz, ale po jakimś czasie się przejaśnia.


Zakupy w Biedronce i kierujemy się na nocleg w Rybotyczach.



Mapa trasy


Zaliczone Gminy
- Radymno
- Stubno
- Orły
- Żurawica
- Przemyśl
- Fredropol




  • DST 106.00km
  • Podjazdy 811m
  • Sprzęt Author Reflex
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Bieszczady 2017 - Dzień 2

Niedziela, 11 czerwca 2017 · dodano: 23.06.2017 | Komentarze 2


Krasnobród - Narol - Wola Wlk. - Werchrata - Horyniec Zdrój - Lubaczów - Łukawiec

Najpierw kawka i herbatka, później solidne śniadanko.


Ruszamy, naszym celem jest dziś Łukawiec.



Początkowo toczymy się asfaltem ale w końcu w lesie asfalt przechodzi w szuter a następnie piach i to jeszcze pod górę. Pchamy. Nasze zdumienie jest tym większe, że mijają nas samochody - TO JEST NORMALNA DROGA ;-)





Przed Suścem oglądamy okolicę z wieży widokowej, a w samym Suścu robimy sobie sesję z Kargulem i Pawlakiem.






Przejeżdżamy przez Narol gdzie chcemy obejrzeć zespół pałacowy ale niestety jest to teren prywatny i tylko zza płotu rzucamy okiem na ten obiekt. W Woli Wielkiej zatrzymujemy się przy drewnianej cerkwi mocno naruszonej zębem czasu .



Obiad jemy w Horyńcu i to najwyższy czas przyrządzić kolejną TurboColę, napój dający siłę i motywację do pokonywania kolejnych trudnych kilometrów. Przepis to pilnie strzeżona tajemnica.






Ostatnim punktem wycieczki przed noclegiem jest drewniana cerkiew w Radrużu.





Docieramy wreszcie do Łukawca gdzie po pysznej kolacji przy ognisku, udajemy się na spoczynek.

Trasa

Zaliczone gminy
- Susiec
- Narol
- Horyniec Zdrój
- Lubaczów
- Wielkie Oczy





  • DST 34.00km
  • Podjazdy 289m
  • Sprzęt Author Reflex
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Bieszczady 2017 - Dzień 1

Sobota, 10 czerwca 2017 · dodano: 23.06.2017 | Komentarze 1


Zamość - Adamów - Krasnobród

I wreszcie nadeszła sobota 10 czerwca 2017 roku. Piękny słoneczny poranek i wspaniała perspektywa. O godz 8 pod Halę Polonia podjeżdża busik który zabierze nas do Zamościa, to tam dwa lata temu zakończyła się nasza "wschodnia przygoda". Niestety niektórzy z dotychczasowych uczestników, nie mogli nam towarzyszyć. Michaill, Waldek i Robert chociaż nie pojechali, to byli z nami cały czas, w rozmowach, wspominkach i oczywiście toastach :-)
Należy się też kilka słów o naszym przewoźniku. Firma transportowa STEPBUS http://stepbus.pl/ stanęła na wysokości zadania. Polecam ją z czystym sumieniem, za bardzo rozsądne pieniądze, daje komfortowy przejazd, a rowery bezpiecznie jadą na bagażnikach THULE. Nasz koszt był tylko niewiele większy niż korzystalibyśmy z PKP. STEPBUS to PROFESJONALIŚCI w każdym calu. Kiedy na koniec wyprawy zaszła konieczność zmiany miejsca dojazdu nie było to problemem a za wydłużony dystans policzono nam symboliczną opłatę. POLECAM !!!






W bardzo wesołych nastrojach dojeżdżamy do Zamościa, żegnamy się z kierowcą Pawłem i wskakujemy na rowery. Najpierw fotka na rynku i obiad zaraz za Zamościem w zajeździe "ORZEŁ".




Po smacznym posiłku toczymy się powoli i po dosłownie kilku km mamy pierwsza przygodę. Maciek niefortunnie wywinął jakiś "manewr" w wyniku czego krzywi przednie koło.



Niestety koła nie da się naprawić :-(



Sobota późne popołudnie to słaby moment na szukanie miejsca naprawę awarii, ale szczęście nam dopisuje. Markon wraca się w stronę Zamościa i znajduje koło po drodze u handlarza używanymi rowerami.
Montujemy i w drogę . Dystans dziś nie jest duży i dość szybko docieramy na kwaterę w Krasnobrodzie. Zakupy, toaleta i oglądamy mecz Polska - Rumunia. Po meczu humory jeszcze lepsze, 3:1 dla Naszych.


Palimy ognisko i w końcu idziemy spać.

Trasa


Zaliczone gminy
- Adamów
- Krasnobród




  • DST 153.50km
  • Czas 07:50
  • VAVG 19.60km/h
  • Podjazdy 1050m
  • Sprzęt Author Reflex
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Z Kielc, czyli spotkanie z Bartkiem i wizyta u Henryczka

Niedziela, 30 kwietnia 2017 · dodano: 01.05.2017 | Komentarze 3


Z racji poprawy pogody mieliśmy chęć przejechać się gdzieś dalej. Żeby wiatr nie utrudniał, miała to być wycieczka na południowy zachód. Wykombinowaliśmy z Maćkiem że pojedziemy do Kielc i stamtąd po obejrzeniu kilku okolicznych atrakcji wrócimy rowerami do Częstochowy. Ucieszyliśmy kiedy swój akces zgłosiła Aga (Abovo) i Marek (Marcus).

Pociąg o 6.10 wymusił wczesną pobudkę, nic to kiedy szykuje się fajowy dzień. Spotykam się z resztą ekipy pod Halą Polonia i razem śmigamy na dworzec. Ładujemy sie do składu i stwierdzamy że te stare wagony dla podróżnych z większym bagażem zdecydowanie lepiej wypadają kiedy jedzie większa grupa rowerzystów. Podróż w takim towarzystwie mija nam szybciutko i około godz. 8 wysiadamy w Kielcach.



Najpierw podjeżdżamy do Maca co by przy kawce i tościku omówić plan trasy.



Pierwszy punk naszej trasy to chyba najbardziej rozpoznawalny pomnik przyrody w Polsce - Dąb Bartek. Droga z Kielc do Zagnańska to jeden 10-cio kilometrowy podjazd, niezła rozgrzewka.



Dość szybko znajdujemy wiadome "drzewko".
Dąb BARTEK - opis



Po dokładnym obejrzeniu i obfotografowaniu z każdej strony ruszamy dalej. Po drodze w Samsonowie natknęliśmy się na ciekawy obiekt. To ruiny Huty Jozef wybudowanej w 1818r. Zakład między innymi produkował broń dla uczestników powstania styczniowego za co Rosjanie spalili hutę w nocy z 9 na 10 czerwca 1866 roku.
Huta Józef - Samsonów


Jak widać humory naszej ekipy dopisują :-)

Kolejnym miejscem na naszej trasie to Oblęgorek i dworek podarowany przez społeczeństwo za 25-lecie pracy twórczej naszemu wielkiemu pisarzowi Henrykowi Sienkiewiczowi.



XIX wieczny dworek zbudowany został w stylu eklektycznym w latach 1900-1902 na terenie starego parku. Od strony frontowej zwieńczony jest charakterystycznym kamiennym husarzem. Nad wejściem umiejscowiony został kamienny herb rodu Sienkiewiczów.




Oblęgorek - opis
Muzeum Henryka Sienkiewicza

W 1958r. dworek stał sie Muzeum Henryka Sienkiewicza.

Akurat kiedy piszę te słowa, TVP1 emituje "w pustyni i w puszczy" a po nim zacznie się "Ogniem i mieczem":-)

Stąd przez Łopuszno i Krasocin docieramy do nieszczęsnej Włoszczowy. Dlaczego "nieszczęsnej", ano dlatego:
Szukając restauracji dojechaliśmy do "8 nieba" gdzie właściciel w bardzo mało elegancki sposób dał nam do zrozumienia żebyśmy mu dupy nie zawracali jakimiś czterema obiadami bo on musi wydać 150 obiadów uczestnikom dzisiejszych uroczystości miejskich. A w ogóle to on w niedziele nie otwiera bo mu się nie opłaca. Wypad.
Kolejna miała być polecana pizzeria ale otwierano ją dopiero o godz. 15 a była 14. Inna pizzeria była na piętrze w samym rynku i powstał problem rowerów. Uprzejma pani z tejże restauracji otworzyła nam kratę bramy na dole w budynku i pozwoliła przechować rowery.
Lokal ten oferował też obiady domowe, niestety były fatalne. Kotlet był twardy jak podeszwa i chyba nie najświeższy. Ogólnie do dupy.
Kulminacja "włoszczowskiej przygody" miała miejsce kiedy poszliśmy po rowery.Starszy pan, mieszkaniec tej kamienicy aby wjechać do bramy przestawił spięte linką rowery, prawdopodobnie w mało delikatny sposób tak że sie poklinowaly a Maćkowa lampka leżała z wywalonymi bateriami na ziemi. Osobnik ów jeszcze buczał i trochę podniósł nam ciśnienie. Wywiązała się pyskówka z kretynem, którego koronnym argumentem było "bo on tu mieszka" Pies cię trącał bucu jeden.
Włoszczowę od tej pory będziemy omijać szerokim łukiem.

Kontynuowaliśmy naszą wycieczkę a sił mi ubywało, chociaż muszę przyznać, że kiedy w Żytnie bąknęliśmy coś o skróceniu trasy i powrocie PKP z Jackowa nasza jedyna kobietka pokazała że "ma jaja" tupnęła nóżką (bardzo zgrabną, tak przy okazji) i powiedziała absolutnie NIE!!! Jedziemy i koniec!!!
Więc co mieliśmy robić, grzecznie posadziliśmy nasze obolałe dupska na rowery i jakoś dociągnęliśmy, z kilkoma przystankami do Altany Żywiec.

Super było :-)

Mapa trasy

ZALICZONE GMINY

- Kielce
- Krasocin
- Masłów
- Miedziana Góra
- Łopuszno
- Strawczyn
- Zagnańsk





  • DST 112.50km
  • Czas 06:15
  • VAVG 18.00km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Podjazdy 800m
  • Sprzęt KTM Ultra 1964
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Niedzielna wycieczka do Mirowa

Niedziela, 19 marca 2017 · dodano: 19.03.2017 | Komentarze 1


No i wreszcie udało się zmobilizować grupę. Mam nadzieję że teraz będzie już tylko lepiej, ale do rzeczy.
Niedzielny poranek, słonko świeci troszkę chłodno i wieje, ale nie bądźmy drobiazgowi.
Na chwilkę podjechałem na cm. Kule a potem na miejsce zbiórki
Pod halą Polonia o godz 9.00 melduje się Aga, Jacek, Maciek no i ja. Ruszamy w stronę Rakowa gdzie czeka całkiem spora grupka rowerzystów.
Daria, Rafał, Marcin, Siwuch, Michaill i Arek.
Pojechaliśmy przez Srocko, Małusy, Zagórze, Śmiertny Dąb, Janów, Przewodziszowice. Tutaj Arek z Jackiem wracają gonieni czasem, a my kontynuujemy drogę do zamku w Mirowie.
Odpoczywamy pod sklepem i po jakimś czasie ruszamy. Daria, Rafał i Marcin terenem do Czewy, Tomek do Zawiercia, a ja z Agą, Michaillem i Maćkiem w stronę Żarek. W związku z coraz większym deficytem czasu w Żarkach odbijam na pociąg do Żarek Letniska, a reszta jedzie się gościć w Olsztynie.
Na stacji okazuje się że pociąg niedawno odjechał, a następny za jakieś 45 min. Podjechałem wzdłuż torów do kolejnej stacji Masłońskie i tu tel. do żonki co by nie czekała z gorącym rosołem bo mnie trochę zeszło.
Rodzinka już po obiedzie a Iwona mówi, luzik. To czym prędzej, opuściłem przytulna stację PKP i rowerkiem przez Poraj, niebieski do Czewki i na Tysiąclecie. Nie powiem, ujechałem się jak dziki, ledwie kręciłem pod koniec.
Ale było fajnie :-)













Ciekawy koniec tygodnia ;-)

Piątek, 18 listopada 2016 · dodano: 19.11.2016 | Komentarze 1


Udało się w miarę wcześniej ogarnąć obowiązki zawodowe i ruszyłem na rowerek. Jeszcze tylko zajrzałem na Mirowską coś załatwić i w drogę.
Najpierw odwiedziłem koleżankę małżonkę w pracy i zakomunikowałem jej odważnie moje popołudniowo-rowerowe plany.
Po zgubieniu pościgu, do Olsztyna dojechałem troszkę inna drogą niż zwykle.
W Olsztynie zauważyłem, że tylna lampka świeci słabo. Ponieważ zapowiadał się powrót w ciemnościach wbiłem się do sklepu po baterie i pani, podając mi zestaw Duracell rozwaliła mnie tekstem "dam panu te lepsze z duraleksu" ;-) . Walczyłem żeby nie wybuchnąć śmiechem, a przed sklepem sobie pomyślałem, że i tak dobrze bo mogłyby być z Durexu ;-)

W Leśnym posiliłem się nieco

Zestaw naprawczy w Leśnym
Zestaw naprawczy w Leśnym © voit

Czas upływał spokojnie, do momentu kiedy dwóch kolegów rowerzystów, siedzących obok postanowiło już odjechać ale okazało się że jeden złapał kapcia. Pożyczyłem im pompkę i wzięli się za naprawę. Robili to dość sprawnie tylko używali zbyt dużo wiśniówki do dezynfekcji. Okazali się bardzo sympatyczni, pogadaliśmy trochę, nawet chcieli mi postawić piwo, albo inny napój wyskokowy w ramach pożyczki pompki. Podziękowałem jednak bojąc się efektu lawiny. Po załataniu kapcia postanowili poczekać i sprawdzić czy powietrze nie schodzi. Czas oczekiwania umilała im sporą ilość napoju w kieliszkach o kolorze rubinowym - wiśniówka.
W tzw. międzyczasie dojechali moi znajomi. Siedziałem zatem dalej, obserwując poznanych, dzięki pompce, rowerzystów-gumiarzy.
W pewnym momencie uznali że łatka trzyma dobrze i po strzemiennym przy barze ruszyli w drogę. Już początek ich drogi zapowiadał się ciekawie bo jeden z nich schodząc po schodach wsparł się na wielkim koszu popielnicy i z głośnym brzękiem przemieścił się w dół,  już bez pomocy schodów. Powodzenia.
Po dobrej półgodzince i my postanowiliśmy ruszyć do domu. Kiedy wyszliśmy przed barem zobaczyliśmy jakieś rowery i znajome sylwetki pogromców dziurawej dętki. Czekali na wóz techniczny. Jeden z nich widząc nas ochoczo poderwał się z pozycji horyzontalnej, jaką zajmował na ławce i zaczął przybijać piątki i dziękować za pompkę, która w sumie i tak nie była im potrzebna. Pomyślałem sobie, że gdyby od razu zadzwonili po kogoś a nie naprawiali sami to pewnie by byli trzeźwi. Jak to pomoc w potrzebie wyzwala w ludziach pozytywne emocje.
Wóz techniczny a właściwie wóz chłodnia podjechał i ekipa załadowała rowery cały czas dobrze się bawiąc :-)
Czas naglił ruszyliśmy do pożarówki. Na pożarówce w okolicach naszego miejsca ogniskowego, pośrodku absolutnie niczego, pojawił się samochód, i w sumie nie było by w tym nic niezwykłego, ale to był osobowy mercedes z dziećmi w fotelikach z tyłu a kierowca zapytał nas..."którędy na Myszków"
Kiedy szok minął próbowaliśmy mu wytłumaczyć jak dojechać do Myszkowa z drogi pożarowej w samym sercu lasu. I w tedy okazało się że tak właściwie to on potrzebuje dojechać do Radomska. Znowu nas nieco zaskoczył. Ochłonęliśmy, i spokojnie wytłumaczyliśmy jak dojechać do Olsztyna, gość twierdził, że stamtąd to już nie ma problemu - trafi z spokojnie.
Jakie było nasze zdziwienie kiedy na przecięciu pożarówki z zielonym szlakiem zobaczyliśmy, w świetle lampek, znajomą sylwetkę mercedesa. Zabładzili. W sumie mogli wyjechać pożarówką od strony parkingu ale baliśmy się że szlaban będzie zamknięty. Wysłaliśmy go dalej zielonym.
Jak ktoś spotka koło niedzieli wygłodzona ekipę w srebrnym mercu niech się zlituje i wyprowadzi chłopa na asfalt.

I to by było na tyle przygód w piątkowe popołudnie. Już bez większych emocji dotarłem do domu.
Byłem ciekaw czy jeszcze mnie coś zaskoczy ;-)




Uczestnicy

Biwak w Bąkowie dzień2

Sobota, 3 września 2016 · dodano: 04.09.2016 | Komentarze 1


Poranek nadszedł bardzo szybko. Głowa nieco przyciężka od wczorajszych wrażeń w uszach jeszcze grał wczorajszy "hicior" zespołu TOP ONE "Wejdziemy na Top" ha ha ha.
Prysznic i zwijanie ekwipunku. Przemiła starsza pani z baru zrobiła nam jajecznicę co od razu wpłynęło na morale ekipy, niestety fizycznie cały czas byliśmy w czarnej... ...rozpaczy.
Toczyliśmy się powoli przez Chocianowice, Lasowice, Gronowice i wreszcie...

...prawie jak u siebie.

Ominęliśmy Olesno, odbiliśmy na Borki Wielkie i dłuższa przerwę zrobiliśmy sobie w Kucobach na dawnym, ośrodku wypoczynkowym.
Poleżeliśmy na pomoście i prawdę mówiąc ledwo zebraliśmy się do dalszej drogi. Żar lał się z nieba a kilometry leniwie przewijały się na liczniku. Kolejne miejscowości Malinów, Pacanów, Zwierzyniec Trzeci, Złochowice, Waleńczów. Po postoju pod sklepem jedziemy do Mokrej, gdzie 1 września 1939 r. miało miejsce jedno z pierwszych starć Wojska Polskiego z niemieckim najeźdźcą
Bitwa pod Mokrą - Wikipedia



Z Mokrej pojechaliśmy do Kłobucka na pyszny obiadek w Patio- naprawdę polecamy, niby pizzeria ale zestawy obiadowe - super.
Po krótkiej sjeście, przez Kamyk dotarliśmy do Częstochowy.

Dzięki Panowie za towarzystwo i do zobaczenia :-)

Trasa





Uczestnicy

Biwak w Bąkowie

Piątek, 2 września 2016 · dodano: 04.09.2016 | Komentarze 0


Wreszcie przyszedł piątek po pracy. Dopakowałem resztę do sakw i czekałem na sygnał od Jacka kiedy podjedzie. Był nawet chwilkę przed umówionym czasem. Ruszyliśmy do Krzepic przez Kamyk, Kłobuck, Wilkowiecko i Danków.
W Krzepicach Maciek potrzebował jeszcze trochę czasu aby dopełnić obowiązków w pracy, więc z Jackiem skorzystaliśmy z usług baru i zjedliśmy późny obiad.
Kiedy Maciek się obrobił, skierowaliśmy swe rumaki w stronę Kluczborka a dokładniej do Bąkowa na Camping nr 23 wielokrotnie nagradzany I miejscem w kategorii Mister Camping.
Fajne miejsce z 50 metrowym basenem i 3 hektarowym zalewem na rzece Stobrawie, z możliwością wypożyczenia rowerów wodnych i kajaków oraz szeregiem innych atrakcji.

OSIR Bąkowo



Kiedy wjechaliśmy na ośrodek, sympatyczny pan z obsługi pokazał nam miejsce na nasz biwak a na nasze pytanie o możliwość rozpalenia ogniska, albo grill'a po chwili przwiózł melexem duży grill i zapas drewna i w ten sposób nasze ognisko zapłonęło w grillu.
Po rozbiciu namiotów rozpoczęliśmy biesiadę. Maciej zorganizował w Krzepicach pyszną kiełbasę, a napitki też nie odstawały poziomem.
Spać poszliśmy grubo po północy.

Trasa





Zachodnie wybrzeże

Czwartek, 4 sierpnia 2016 · dodano: 06.08.2016 | Komentarze 4


Wreszcie mi się udało przejechać zachodnią część wybrzeża. W zeszłym roku podczas urlopu w Sianożętach kiedy obudziłem się w środku nocy, żeby jechać na dworzec PKP do Kołobrzegu, trwała burza, nie zaryzykowałem i dobrze zrobiłem, ulewa wtedy nieźle nabroiła w Świnoujściu i nie tylko tam.
Tym razem kiedy budzik zadźwięczał o godz. 2.30 w nocy, nawet pokrapujący deszczyk nie był w stanie mnie powstrzymać.
Pociąg do Świnoujścia miałem o 3.52 ale z Kołobrzegu, do którego trzeba dojechać jakieś 12km drogą rowerową wzdłuż wybrzeża w całkowitej ciemności. Powiem Wam, że uczucie niesamowite. Trzecia w nocy ciemno jak w doopie u afroamerykanina, tylko lampka rozświetla krzaczory, morze huczy. Najstraszniej było na drewnianych kładkach nad bagnami, tylko czekałem jak coś się z nich wychyli i...
Jednak w całości, bez przegryzionej szyi dotarłem do dworca PKP w Kołobrzegu.



Pociąg przyjechał uwaga, w ilości 1 wagonu, ale wygodnego z wieszakiem na 3 rowery.
Bez przygód dotarłem do Goleniowa, gdzie miałem przesiadkę. Niestety ciągle padało.Tutaj miała miejsce zabawna historyjka z dworcowymi toaletami której nie mogę przytoczyć bo się wstydzę.
Pociąg do Świnoujścia podjechał z małym opóźnieniem. Oprócz mnie do pociągu weszła 4-osobowa ekipa wesołych młodych ludzi z rowerami objuczonymi sakwami. Podróż ich już nieco "rozmiękczyła" a humor nie opuszczał. Ich plan to było dojechać ze Świnoujścia do Kołobrzegu, tylko mieli na to aż 4 dni.
Mnie czekała nieco dłuższa wycieczka, a zdecydowanie mniej czasu.
W takim oto wesołym towarzystwie jechaliśmy sobie i tylko pogoda za oknem była fatalna, normalnie lało strumieniami.
W Świnoujściu po godz. 7 padało dalej, byłem załamany. Pocieszył trochę ICM który wieszczył niebawem koniec opadów. I faktycznie około godz. 8 przestawało lać tylko kropiło. Hurrrra.
Początkowo miałem plan przeprawić się promem i pojeździć po zachodniej części miasta ale ta niepewna pogoda sugerowała kierować się trasa w stronę kwatery.
Najpierw ruszyłem zobaczyć najwyższą na polskim wybrzeżu, latarnie morską. Mierząca 68 metrów budowla znajduje się w dzielnicy Warszów nieopodal Fortu Gerharda. Po drodze mijam gazoport czyli Terminal LNG im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Świnoujściu.



A to już sama latarnia





Ruszam dalej, wychodzi SŁOŃCE, zaplanowana trasa chce prowadzić przez las szlakiem R10 ale nie wygląda to dobrze, ledwie widoczna w lesie przecinka bez żadnej nawierzchni tylko przygnieciona trawa po takich opadach nie zachęca. Wracam na asfalt jadę do drogi nr3 czyli krajówka kiedy mija mnie kilka tirów mocząc mnie wzbijanym pyłem wodnym mam dość . Postanawiam wrócić do lasu. Za PKP Cargo odbijam w lewo i znajduje szlak R10.
Powiem tak, to był dziesięciokilometrowy kawał męskiej przygody. Mokry piach, kałuże po pół koła i błoto. Obyło sie bez gleby ale zanim dojechałem w okolice Międzyzdrojów ja i rower byliśmy upaćkani jak nieboskie stworzenia i w prawym bucie mi chlupało, efekt podpórki w kałuży do pół łydki, ale gęba się śmiała.
Trochę się oczyściliśmy, żeby w takim kurorcie jak Międzyzdroje nie robić sensacji i podjechałem w najbardziej charakterystyczne miejsca. Molo, Aleja Gwiazd, Hotel Amber.



Po wyjeździe z Międzyzdrojów rozpoczyna się wspinaczka droga pnie się do góry, aż przypominają mi się słowa Macieja(Gagar) " Co to koorwa jest, Karpacz".

Za Wisełką robię sobie postój nad jeziorkiem Zatorek.



Mijam Kołczewo i droga kieruje mnie na północ bliżej wybrzeża do Międzywodzia. Wjeżdżam w głąb miejscowości i... niczym się nie różni od setek innych małych wczasowo-plażowych przybytków.
Coraz głośniej pracuje mój napęd, to efekt błotnisto-wodnej przeprawy z początku wycieczki. Co ciekawe w kilku kolejnych miasteczkach pytałem w wypożyczalniach rowerów i pojazdów roweropochodnych, o smar oliwkę do łańcucha i nikt o "takimczymś" nie słyszał, nie stosuje i w ogóle to o co mnie się rozchodzi.
Kolejne kurorty Dziwnów, Dziwnówek, Pobierowo, Pustkowo.

Port w Dziwnowie


Docieram do ważnego punktu wycieczki jest nim Trzęsacz i ruiny kościoła na klifie. Wygląda to niesamowicie i faktycznie daje poczucie sił przyrody, które sprawiły że ze świątyni, która na przełomie XIV/XV wieku stała pośrodku wsi około 2 kilometrów o morza dzisiaj została jedna ściana i bez zabezpieczenia zbocza klifu, już by została pochłonięta.






Po obejrzeniu tychże ruin odwiedzam Rewal i Niechorze z kolejna latarnią morską.



Po przyjrzeniu się latarni kieruję się do Pogorzelicy, która robi bardzo przyjemne wrażenia z racji położenia i dużej ilości zieleni i lasów. To stad wiedzie udostępniony przez wojsko odcinek drogi w kierunku Mrzeżyna. Dobrze, że jest ale gdybym miał nim jechać częściej to masakra.
Od strony Pogorzelicy na początku ułożone są płyty betonowe niezbyt wygodne ale ok, potem zaczyna się bruk. Po kilku minutach tęskniłem za płytami. Te kilka kilometrów wytrząsnęło mnie strasznie. Nawet spuściłem nieco powietrza z opon i amortyzatora żeby jakoś to przejechać. To tam spotkałem sakwiarzy, którzy poratowali oliwką do łańcucha i chociaż napęd przestał rzęzić.
Przed Mrzeżynem odbija sie w las, żeby ominąć jednostkę wojskową i ta dróżka przez las przypominająca nieco naszą pożarówkę sprawiała wrażenie gładkiej jak stół.
Wjechałem do Mrzeżyna, zajrzałem do portu i w inne stare kąty znane mi sprzed lat. Fajne miejsce i miłe wspomnienia.
Przez Rogowo docieram do Dźwirzyna które też dość dobrze znam, ale tylko przejeżdżam i pod koniec wskakuję na drogę rowerową "Ku słońcu" wiodącą przez Grzybowo do Kołobrzegu.

Port w Mrzeżynie



Kołobrzeg ostatnio odwiedzałem dość często więc tylko przejeżdżam przez park na tyłach promenady i dalej w stronę Sianożęt dróżką rowerową przy samym wybrzeżu. Ruch spory a ja, mając ponad 130 km w nogach leciałem jak na skrzydłach mijając kolejnych rowerzystów. Jeszcze raz przekonałem się że na tej wczasowej alejce najważniejszy jest sprawny i głośny dzwonek, no chyba że jest to trzecia w nocy ;-)


Ślad niestety bez początku bo mi się zapomniało klknąć ;-


Nowe Gminy
- Świnoujście
- Międzyzdroje
- Wolin
- Dziwnów
- Rewal